autor: Danuta Abramczuk » 28 lutego 2011, 13:58
Nie mogę się nie nigdzie doszukać wątku dotyczącego przyszłości olsztyńskiej zieleni. Aż się ciśnie na usta pytanie: dlaczego z takowym nie wystąpi np. pani ogrodnik miejski, czy inna osoba odpowiedzialna za "zielony" Olsztyn.
Do podjęcia tematu skłonił mnie powód na pozór błahy: tekst w GW o kolejnej propozycji wycinki drzew. Pozwolę sobie tu przedstawić swój punkt widzenia - wcześniej uczyniłam to w liście czytelnika do GW.
Tym razem to Urząd Marszałkowski chce wyciąć szpaler drzew...
Chodzi o kilkanaście dużych drzew oddzielających budynek przy ul. Głowackiego 17 od placu Solidarności. Drzewa zostały posadzone prawdopodobnie w latach 70. ubiegłego wieku. Urząd Marszałkowski, który zakupił obiekt od Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, chce się ich pozbyć. Trwają też przymiarki do remontu obiektu i jego otoczenia. - Złożyliśmy wniosek dotyczący wycinki - tłumaczy Robert Szewczyk, wicedyrektor z gabinetu marszałka województwa.
Zastanawiam jak się ma interes miasta /interes mieszkańców Olsztyna do interesu marszałka województwa, który zdaje się – sądząc po jego wypowiedziach np. w sprawie parku narodowego za przyrodą nie przepada. Dlaczego gust jakiegoś urzędnika ma decydować o tym, że Olsztyn straci znowu część swojej zieleni.
Paradoksalnie: wygląda na to, że inne „czynniki” są raczej przeciw.
Czytamy:
Na razie wniosek rozpatruje ratuszowy wydział środowiska. Nie wiadomo, czy drzewa ocaleją, choć urzędnikom pomysł wycinki zbytnio się nie podoba. - Postępowanie jest w toku - mówi Zdzisław Zdanowski, dyrektor wydziału środowiska. I dodaje: - Te drzewa już wkomponowały się w krajobraz, a mieszkańcy się do nich przyzwyczaili.
Co więcej, dalej czytamy:
Jednak pomysł usunięcia kilkudziesięcioletnich drzew nie podoba się m.in. ogrodnikowi miejskiemu. - To nie jest dobry pomysł. Oglądałam te drzewa. To czarne, włoskie topole. Są one w dobrym stanie i stanowią izolację budynku od parkingu.
Z jednej strony mamy zatem dyskurs miedzy urzędami, które zapewne osiągną porozumienie, z drugiej – racje olsztyniaków, których (jak z reguły bywa) o zdanie się nie pyta.
Specjalnie wybrałam się by zobaczyć jak wyglądają drzewa , które maja być zlikwidowane – bardzo ładnie komponują się z budynkiem, stanowią miłe dla oka zielone tło dla tworzonego beton-placu, który - jeśli sądzić na podstawie przedstawianych wizualizacji – będzie miał tyle zieleni co cmentarna alejka zasłużonych. Uważam, że żadne szpalery iglaków, nie są w stanie zastąpić drzew w mieście. Także w tym miejscu.
Sumując: w naszym mieście - w okolicy, którą dobrze znam (nie czuję sie kompetentna by wypowiadać sie na temat tego co dzieje się w "nowych" dzielnicach miasta) dokonuje się nieustanna wycinka drzew: począwszy od okolic jeziora Krzywego, przez ścieżkę „piwnego żubra” nad j. Długim, akcje w Lesie Miejskim, totalną wycinkę w związku z przebudową ul. Artyleryjskiej, wycinkę przy Dworcu Zachodnim, w parku im. J. Kusocińskiego, przy ul. Grunwaldzkiej, po chociażby planowane usuwanie drzew wzdłuż ulic: Bałtyckiej, Wojska Polskiego i Pieniężnego (w tym ostatnim przypadku nikomu nie przeszkadza pomysł wycinki drzew, które miały być elementem trasy spacerowej, okalającej olsztyńską starówkę). Cudem ocalały – póki co – drzewa przy ul. Kościuszki.
Boje o j. Długie, o pozostawienie drzew na pl. Konsulatu Polskiego czy na Podzamczu nie służą budowie zaufania do kompetencji olsztyńskich urzędników.
Coraz częściej okazuje się, że jakieś drzewa unikają zniszczenia tylko dlatego, że pomysł ten oburzy mieszkańców, poruszy media.
Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami wycinka jest nieunikniona – gdy drzewa są chore i słabe, lub gdy wymaga tego – faktycznie – istotny interes miasta.
Nie mogę się oprzeć jednak wrażeniu, ze w większości sytuacji decyduje po prostu prawo”silniejszego” (np. olsztyńskich drogowców). Nie mamy kompleksowego planu zagospodarowania miasta, także gdy chodzi o ochronę zieleni. Na planach i w wizualizacjach najlepiej komponuje się beton i drzewka w donicach.
Olsztyn ze swoimi atutami: piękną rzeką ( możliwą przecież trasą rowerową biegnącą wzdłuż Łyny, przebiegającą przez olsztyńskie parki, szlakiem kajakowym przecinającym miasto), mądrze zagospodarowanym „miejskim” akwenem j. Krzywego (póki co, urzędnicy nie byli nawet w stanie rozwiązać sprawy elementarnego parkingu), unikalnym – w skali kraju – kompleksem uniwersyteckim nad j. Kortowskim, przepięknie komponującym się z zamkiem starym parkiem, amfiteatrem i „plantami: otaczającymi starówkę, czystym (!) Lasem Miejskim mógłby być bardzo atrakcyjny turystycznie i - po prostu – piękny.
Co pozostaje w praktyce ze świetnego pomysłu na miasto- ogród” ? Paradoksalnie – właśnie teraz wycina się więcej drzew niż kiedykolwiek.
Można w tym przypadku powiedzieć, że przecież chodzi tylko o kilkanaście włoskich topoli.
To nieprawda - chodzi o brak pomysłu na Olsztyn, o łatwe podejmowanie nieodwracalnych, szkodliwych decyzji - bez żadnych konsekwencji, o brak całościowego, mądrego planu dotyczącego zieleni w mieście.